ZAINTERESOWAŁA CIĘ NASZA OFERTA?
Skontaktuj się z nami, aby poznać szczegóły:
+48 721 827 902
+48 506 053 521
(Pon. - Pt. 8:00 - 18:00)
Napisz do nas:
biuro@businessmakers.pl
lub złóż wstępne zapytanie poprzez poniższy formularz:
Autor: Agnieszka Lisowska
Dlaczego pracownicy naprawdę odchodzą z firm? To nie rotacja, to reakcja na złe zarządzanie. Poznaj dane, mechanizmy i konkretne strategie, które pomagają zatrzymać ludzi – i odbudować zaufanie do liderów. Artykuł oparty na realnych badaniach i praktykach rozwojowych.
Kasia miała wszystko, co według wewnętrznych raportów świadczy o zadowoleniu pracownika: ambitne projekty, stabilne zatrudnienie, rozwój, nawet miejsce parkingowe. A jednak po dwóch latach złożyła wypowiedzenie. Bez większych komentarzy. „Czas na nowe wyzwania” – brzmiała oficjalna wersja.
Nieoficjalna była inna. Jej menedżer – nie tyle wymagający, co zimny, znikający i bezrefleksyjny – ignorował sygnały, że coś się dzieje nie tak. Nie udzielał informacji zwrotnej, nie pytał o zdanie, nie słuchał. Kasia nie była pierwsza. Ale nikt wcześniej nie powiedział tego wprost.
To nie wyjątek.
Zgodnie z badaniami Business Insider, aż 41% pracowników przyznało, że odeszło z pracy właśnie z powodu swojego przełożonego. Dodatkowo, badanie Approved Index wskazuje, że 44% pracowników deklaruje, że nie lubi swojego szefa (teamquest.pl). W większości przypadków te emocje nie są werbalizowane. Nie trafiają do ankiet. Nie wypływają na exit interview. One kumulują się – aż wybuchają rezygnacją.
To nie są przypadki. To wzór zachowań, który kosztuje firmy więcej, niż są w stanie przyznać.
Zły szef to nie tylko ten, który krzyczy. Czasem wystarczy, że nie widzi. Albo nie rozumie, jak jego sposób działania rezonuje w zespole. Toksyczny lider może przybierać różne formy.
Oto pięć najczęstszych.
Zaczyna się od tonu. Od sposobu zadawania pytań. Od komentarzy, które mają być „żartem”. Krzyk nie zawsze jest potrzebny – wystarczy systematyczne podważanie czyichś kompetencji, publiczne punktowanie błędów, pasywno-agresywne uwagi rzucane w gronie innych.
Toksyczna komunikacja demotywuje szybciej niż kryzys finansowy. Zespół nie szuka wtedy wsparcia – szuka wyjścia.
W wielu firmach awansuje się ludzi „za wyniki”. Problem w tym, że wynikowy ekspert nie zawsze staje się skutecznym liderem. Mikro-zarządzanie, brak umiejętności delegowania, nieumiejętność budowania relacji – to klasyczne objawy braku przygotowania do roli menedżera.
Zespół czuje się kontrolowany, nie prowadzony. To wywołuje napięcie, a z czasem frustrację.
To przełożony, który mówi: „Takie mamy decyzje z centrali”. I na tym kończy rozmowę. Nie tłumaczy. Nie wspiera. Nie bierze odpowiedzialności. Dla zespołu staje się reprezentantem systemu, nie osobą, do której można się zwrócić.
Pracownicy zostają wtedy sami – bez wsparcia w trudnych sytuacjach. Wybierają jedyne dostępne wyjście: odejście.
Wielu menedżerów postrzega się jako „konkretnych i wymagających”. Problem w tym, że zespół odbiera ich jako chłodnych, zamkniętych, emocjonalnie niedostępnych. Nie chodzi o to, by lider był terapeutą. Ale jeśli brakuje mu autorefleksji i informacji zwrotnej „w górę”, nie ma szans zauważyć, że staje się powodem rotacji.
A przecież najtrudniejszy błąd to ten, którego się nie widzi.
To szef, który boi się stracić kontrolę. Bo nie ufa zespołowi. Bo czuje, że każdy samodzielny ruch pracownika to zagrożenie. Więc tłumi inicjatywę. Każe raportować wszystko. Sam podejmuje wszystkie decyzje.
Zespół czuje się jak dzieci pod nadzorem surowego rodzica. A kiedy tylko mogą – uciekają.
Zła kadra menedżerska to nie tylko problem emocjonalny. To konkretna strata dla firmy – finansowa, operacyjna, wizerunkowa.
Po pierwsze: rotacja. Zatrudnienie nowego pracownika to koszt – rekrutacji, onboardingu, utraconej wiedzy. Jeśli rotacja spowodowana złym zarządzaniem wzrasta – koszty lawinowo rosną. Badania pokazują, że obecność toksycznych liderów może zwiększyć rotację w zespole nawet o 54% (peopleforce.io).
Po drugie: wydajność zespołu. Pracownicy pracujący w lęku, braku zaufania i emocjonalnym napięciu nie myślą o innowacjach. Myślą o przetrwaniu. Zamiast „jak mogę wnieść coś wartościowego?”, zadają sobie pytanie „jak się nie narazić?”.
Po trzecie: wizerunek pracodawcy. W dobie portali typu GoWork i transparentnych sieci zawodowych, reputacja liderów przekłada się na markę całej organizacji. Zespół ocenia szefa, ale rynek widzi firmę.
Po czwarte: straty trudne do zmierzenia – morale, klimat, kultura, które trudno odbudować, gdy raz się rozsypią.
Zatrudnienie złego menedżera to koszt trzykrotnie wyższy niż przeciętnego pracownika – i to nie tylko dlatego, że zarabia więcej (monikasmulewicz.pl).
Złe zarządzanie to nie wyrok. To informacja. A każdą informację można zamienić w decyzję. Oto trzy poziomy, na których firmy mogą (i powinny) działać.
Nie da się naprawić czegoś, czego nie da się nazwać.
Feedback to nie ocena. To lustro. Ale tylko wtedy, gdy ktoś się do niego rzeczywiście zajrzy.
Nie każdy zły szef jest zły z wyboru. Często jest po prostu nieprzygotowany. Dlatego:
Rozwój menedżerski to nie jednorazowe szkolenie. To proces, który wymaga czasu – ale się zwraca.
Zmiana kultury zaczyna się tam, gdzie odpowiedzialność przestaje być tylko indywidualna.
Zarządzanie to funkcja. Ale lider to rola społeczna. I wymaga zaufania – nie tylko do zespołu, ale też do systemu, który go rozlicza.
Zły szef nie zawsze jest tyranem. Czasem to ktoś pogubiony, przemęczony, nieprzygotowany. Ale dopóki organizacja nie daje narzędzi, nie pokazuje granic i nie wspiera zmiany – ten szef zostaje sam. A zespół razem z nim.
Bycie liderem to nie zaszczyt. To odpowiedzialność. I jeśli chcemy zatrzymać ludzi, musimy najpierw zatrzymać powody, dla których odchodzą.
Nie wystarczy opowiadać o „budowaniu kultury feedbacku”. Trzeba ją zaprojektować. Nie wystarczy oczekiwać „wysokiego zaangażowania”. Trzeba dać ludziom liderów, przy których zaangażowanie ma sens.
„Jeśli naprawdę chcesz zatrzymać ludzi – najpierw daj im liderów, z którymi będą chcieli zostać.” - anonim